tad9 tad9
431
BLOG

czy możliwe jest "obrazoburstwo postępowe"?

tad9 tad9 Kultura Obserwuj notkę 87

    Polskę odwiedziła piosenkarka Madonna ogłoszona skandalistką, w związku z czym mieliśmy nawrót dyskusji o roli skandalu w sztuce. Ciekawa rzecz z tym artystycznym obrazoburstwem. Ostatecznie ci, których Madonna oburza nie idą na jej koncert, ci, którzy idą nie tylko, że nie są oburzeni, ale jeszcze z oburzonych szydzą, jeśli więc Madonna prowokuje, to - nie swoją publiczność. I można to zrozumieć, ostatecznie mowa o artystce pop. Tyle, że to samo da się powiedzieć o elitarnej ponoć "sztuce krytycznej". Bo czy widział kto kiedy postępowego recenzenta OBURZONEGO przez "krytycznego artystę"? Albo lewicująca młódź garnąca się do galerii i teatrów. Gdyby zapytać "jakie wydarzenie artystyczne ostatnio was oburzyło" - byliby w kłopocie. Bo nawet jeśli by ich coś oburzyło, to nie przyporządkują tego do kategorii "wydarzenie artystyczne". Tu jednak musimy być precyzyjni. Pisząc o obrazoburczym wydarzeniu artystycznym mamy na myśli coś, co obraża widza niejako "osobiście". Dla większej jasności posłużmy się przykładem. Weźmy - Łukasza Drewniaka pisującego recenzje teatralne dla "Dziennika".

    Oto Drewniak jadąc koleją żelazną na przedstawienie piętnujące "polski antysemityzm" spotyka w przedziale Jerzego Roberta Nowaka. Potem Drewniak ogląda spektakl i pod jego wrażeniem obiecuje sobie, że- jeśli Nowaka znowu spotka - to go opluje. Albo: idzie Drewniak na inne przedstawienie piętnujące "polski antysemityzm" (widać trudno dziś trafić na inne), ogląda, wychodzi z teatru i rozgląda się za łopatą, bo ma chęć na walenie antysemitów po łbach (jak udało mi się wniknąć tak głęboko w duszę Łukasza Drewniaka? To proste: Drewniak opisuje swoje stany psychiczne w recenzjach). Cóż, pewne jest jedno: jeśli widz po wyjściu z teatru zamiast czuć się oplutym, ma ochotę pluć na innych, to znaczy, że przedstawienie nie było dla niego obrazoburcze w sensie o jaki nam chodzi. Gdyby było inaczej Drewniak chciałby ewentualnie opluwać czy walić po łbie, ale  - autora, reżysera i aktorów. Czym wobec tego są owe przedstawienia dla ich publiczności? Sądząc po reakcjach Drewniaka - czymś na kształt orwellowskich "seansów nienawiści" (jak to szło... "...na ekran wypłynęła twarz Emmanuela Goldsteina, Wroga Ludu. Wśród widowni rozległy się syki. Drobna rudawa blondynka wydała pisk strachu i obrzydzenia"...). Choć to może i za mocno powiedziane. W każdym bądź razie zamiast oburzać i dotykać zapewniają ich entuzjastom przyjemne poczucie wyższości ("my nie jesteśmy tacy, jak tamci - odgrywani na scenie...), utwierdzają w słuszności dokonanych wyborów ideologicznych, wreszcie dają wrażenie uczestnictwa we wspólnocie ludzi światłych i zaangażowanych. Są to wszystko bodźce pozytywne, nie dziwmy się zatem, osobliwej drażliwości entuzjastów "artystów krytycznych". Trudno doprawdy uniknąć podejrzenia, że w ich pojęciu można krytykować cały dorobek ludzkości - poza "sztuką krytyczną". Ładnie wyszło to w rozmowie Roberta Mazurka z osobnikiem, który pod pseudonimem Whielki Krasnal robi sobie żarty - między innymi - z zadęcia "artystów krytycznych" i ich promotorów:


Mazurek: (...) jak oni krzyżują genitalia, to nikt nie może pisnąć, a jak ktoś delikatnie zakpi z nich...
Whielki Krasnal: To słyszy, jak my od pani z Ha!artu, że ma "spierdalać, bo jest dupkiem". Kiedy oni normalnych widzów czynią przedmiotem happeningów, to wszystko w porządku, ale jak my postawiliśmy świnkę na instalacji Ani Molskiej na Biennale w Berlinie, to wściekły kurator Adam Szymczak krzyczał do telefonu, że "przekroczono wszystkie granice" i z nami "trzeba się rozprawić"! W związku z tym kazał pod rzeźbą postawić policjanta z rottweilerem. To dopiero była instalacja!" (Rozmowa Roberta Mazurka piątek 13 lutego 2009 23:47, Whielki Krasnal: Artysta musi mieć jaja

    Tu usłyszę: a więc, drogi autorze sam sobie odpowiedziałeś, co oburza postępową publiczność. Oburza ją to, co każdego innego, to jest uderzenie w coś, co lubią i z czym czują się związani. Niby tak, ale to jeszcze nie jest to, o co mi chodziło. Mówimy wszak o oburzaniu przez sztukę, a pani z Ha!Artu - by trzymać się jej przykładu - ma Whielkiego Krasnala nie za "artystę krytycznego krytykującego artystów krytycznych" jeno za - dupka. Podobnie, gdybym ja - na przykład - powiedział, że Nieznalska to beztalencie, to postępowa publiczność może i poczułaby się dotknięta w jestestwie swoim, ale przecież nie uzna mnie za krytyka mogącego wydawać wiążące opinie o sztuce Nieznalskiej, tylko za ciemniaka, który się nie zna. Gdybyś rozumiał sztukę Nieznalskiej - powiedzieliby mi niechybnie - to być nie odmawiał jej talentu; uświadom sobie biedny ignorancie, że sztuka współczesna wymaga pewniej wiedzy... I na tym by stanęło, bo o ile mi wiadomo, nie istnieją entuzjaści "sztuki krytycznej" przyjmujący, że można zarazem i rozumieć i nie cenić. Uściślijmy więc nasze pytanie: czy jest dziś możliwe takie wydarzenie artystyczne, które uznane zostałoby przez postępową publiczność za artystyczne właśnie i - zarazem - za oburzające w sensie o jakim tu mowa. Jeśli nie jest, to wychodzi na to, że współcześni artyści albo nie chcą, albo wręcz nie są w stanie dotknąć do żywego akurat tych, którzy ponoć najlepiej znają się na sztuce. Idą więc na łatwiznę, oburzając tych, których oburzyć prościej. Dlaczegóż jednak w takim razie są tak cenieni przez publiczność - ponoć - wyrobioną? Rozumiem - są wspomniane wyżej bodźce pozytywne, ale jeśli tylko o nie chodzi, to nie nazywajmy "artystów krytycznych" obrazoburcami, bo cóż to za obrazoburca, który przyjemnie łechce swoją publiczność igrając sobie z czymś, czego nie ceni ani ona, ani on?


    A znów jeśli "oburzenie sztuką" postępowego widza jest dziś ciągle możliwe - to jak właściwie miałoby to wyglądać? Tu moi postępowi czytelnicy zaczynają się wić jak piskorze i kombinować jak by się wykręcić, bo osobnik nowoczesny prędzej pęknie, nim powie, że go w ten sposób można dotknąć SZTUKĄ. Oburzać się w kinie, galerii czy teatrze na "wykluczanie Innego", klerykalizm, nacjonalizm zbrodnie neoliberalizmu - proszę bardzo. Ale przyznać, że zostało się oplutym przez ARTYSTĘ? Za nic! Chociaż - może się mylę. No dobrze, a jeśli postępowego odbiorcy sztuki nowoczesnej naprawdę nie da się "oburzyć sztuką"? W takim razie artyści byliby usprawiedliwieni. Bo tak jak nie da się rozśmieszyć osobnika pozbawionego poczucia humoru, czy wzruszyć osobnika pozbawionego uczuć, tak nie da się niczym oburzyć osobnik pozbawiony... No właśnie - czego?  Tak czy owak póki co nie wiem: czy hołubieni przez postępową publiczność "artyści krytyczni" są zbyt kiepscy na to, by być obrazoburczy dla tej publiczności, czy też zbyt tchórzliwi na to, by tego spróbować, czy może owa publiczność jest w jakimś sensie "psychopatyczna" i oburzyć sztuką jej nie sposób. Jeśli plącze się tu jakiś przedstawiciel "artystów krytycznych" lub postępowych entuzjastów sztuki nowoczesnej - niech mnie łaskawie oświeci... 
 

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura