tad9 tad9
121
BLOG

sukces zaplecza...

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 6

    W czasie pamiętnej debaty po emisji filmu "Towarzysz generał" Jacek Żakowski oznajmił, że wśród występujących w filmie postaci znalazł się osobnik pisujący niegdyś dla tygodnika "Tu i Teraz" a był to periodyk założony przez władze stanu wojennego celem "pacyfikacji polskiej inteligencji". Żakowski chciał w ten sposób obniżyć rangę "Towarzysza generała", ale fatalnie przestrzelił, jako, że na czele "Tu i Teraz" stał  Kazimierz Koźniewski wywodzący się – jak raz - ze środowiska „Polityki” z którym dziś związany jest sam Żakowski. Koźniewski jakiś czas temu puknął w kalendarz, więc opinie Żakowskiego mało go obchodzą, ale wśród żyjących pozostaje – na przykład – Wiesław Władyka, który niegdyś też się przez „Tu i Teraz” przewinął, a dziś jest redakcyjnym kolegą Jacka Żakowskiego pisującym dla „Polityki” analizy polityczne.   

    Skąd taka łatwość przepływu kadr między „liberalną” „Polityką” a  „pacyfikującym polską inteligencję” „Tu i Teraz”? Ano stąd, że „Polityka” też służyła do „pacyfikowania polskiej inteligencji”, więc przejście z jednego tygodnika do drugiego to nie był jakiś szok... O ile jednak „Tu i Teraz” padło i pamiętają dziś o nim (na szczęście dla Wiesława Władyki czy Andrzeja Jonasa) głównie różni dziwacy, o tyle „Polityka” pacyfikuje dalej... I ta „funkcja pacyfikacyjna” sprawia, że tygodnik nie jest dobrym źródłem wiedzy o polskiej polityce. Przynajmniej dla ludzi prostodusznych i łatwowiernych wierzących ślepo w słowo pisane. Tym „Polityka” może – najwyżej – namieszać we łbach... Zwyczajnie: pracownicy mediów w typie "Polityki" muszą osłaniać zbyt wiele interesów, w związku z czym nie mogą być dobrymi analitykami. Czy raczej - ich oficjalne produkty nie mogą być dobrymi analizami, skoro ich autorzy muszą milczeć o zbyt wielu sprawach. W PRL "Polityka" nie mogła rozpisywać się o grach partyjnych frakcji, ani pisać o tym, który z towarzyszy ma lepsze umocowania w Moskwie  (choć członkowie redakcji wiele mogliby na ten temat powiedzieć), a w III RP tematy tabu są inne, choć kto wie, czy nie równie liczne. By nie szukać daleko - w "Polityce" nie mogą napisać o tym, że "Jurek" Owsiak właśnie włączył się do kampanii wyborczej, ani - tym bardziej – nie mogą napisać o funkcji usługowej pełnionej przez Owsiaka względem postkomunistycznej oligarchii. Ba! Nie mogą pisać o samej oligarchii, bo są jedną z jej sekcji medialnych, więc dobra analiza byłaby zarazem autodemaskacją...

    Ale skoro produkty serwowane nam przez Jacka Żakowskiego czy Wiesława Władykę nie są analizami, to czym są? Cóż, są to przekazy mające formować emocje, wyobrażenia i przekonania odbiorców, to jest – są to przekazy czysto propagandowe. Czy – wobec tego – nie warto „Polityki” czytać? Ależ skąd! Dobrze przecież wiedzieć co postkomunistyczny salon podaje do wierzenia, a ponadto nawet do przekazu propagandowego zawsze wciśnie się jakieś REALNE. A ostatnio coraz częściej wciska się ... strach. Rzecz jest dziwna, bo aktualny Wróg Główny (dziś jest nim PiS) poniósł ogromne straty ludzkie, tracąc przy okazji większość przyczółków instytucjonalnych (a następne straci wkrótce), sondaże Aktualnego Przyjaciela (dziś jest nim PO) ciągle stoją dobrze, a tymczasem.... A tymczasem z łam „Polityki” (i pokrewnych mediów) wieje pesymizmem i trwogą... Ot, na przykład biorę do ręki ostatni numer pisma i czytam polityczne prognozy Jacka Żakowskiego. Jest tam też o tym, co będzie musiał zrobić Tusk jeśli wybory wygra (podkreślam: WYGRA) Komorowski? Otóż, zdaniem Żakowskiego Tusk będzie musiał "zorganizować efektywną obronę" w przeciwnym bowiem razie PO znajdzie się w „głębokiej defensywie”. Tak więc obóz, który ma w ręku wszystkie ośrodki władzy formalnej, a do tego wspierany jest  przez większość ośrodków władzy nieformalnej Żakowski postrzega  jako zagrożoną upadkiem, oblężoną twierdzę. Skąd ten Grande Peur? Wbrew pozorom nie chodzi o PiS, czy raczej chodzi nie tylko o PiS. Chodzi o „zaplecze” – o media publiczne i „Radio Maryja”, „Rzeczpospolitą” i „Solidarnych 2010”... To tam przenosi się – zdaniem Żakowskiego - punkt ciężkości walki politycznej...  

    W związku z czym Kaczyński może pozować na łagodnego, bo agresywne jest "zaplecze" . I to już nie "zaplecze partyjne", ale właśnie "szeroko rozumiane zaplecze" tworzone przez dziennikarzy, poetów i intelektualistów, NSZZ "Solidarność",  organizacje społeczne a także "internautów" (ci ostatni zresztą - chyba po raz pierwszy - zostali tak mocno docenieni). Dominika Wielowiejska (oczywiście z „GW”) widzi to tak: "PiS ma wielki atut w tych wyborach. Ma oddane środowisko publicystów, naukowców i artystów, które będzie działać w jego imieniu zgodnie z regułą: Kto nie z nami, ten przeciw nam. To zdejmuje z polityków PiS przykry obowiązek wdawania się w bijatyki". No, może z tym zdejmowaniem przykrego obowiązku Wielowiejska mocno przesadziła, bo działalność „zaplecza” wpisywana jest na konto PiS i o ile – według postkomunistycznych mediów - Janusz Palikot działa autonomicznie, o tyle Jarosław Kaczyński powinien tłumaczyć się z tego, co pisze Krasnodębski tudzież z tego, co robi Pospieszalski... Ale mniejsza już o to – faktem jest, że coraz częściej słychać głosy w rodzaju: „to nie Kaczyński mnie przeraża, ale jego wyborcy”...

    A bo też - jeśli wierzyć „Przekrojowi” - "zaplecze" wprowadziło w kraju już formalny terror. Boją się "zaplecza" fryzjerki z Bydgoszczy, rosną podziały w rodzinach... "Przy siostrze muszę uważać, bo ona popiera PiS, ja nie. Ale milczę. Jakbym się odezwała, to pewnie musiałabym zapomnieć o niej na kilka dobrych lat" - żali się "Przekrojowi" pewna kosmetyczka. A znów pan Marek z Samoklęsk narzeka: "Ja chciałbym zerknąć na TVN, ale matka wyrywa mi pilota, bo to reżimowa telewizja i nie wolno. O 19.30 na cały regulator puszcza Jedynkę. Wychodzę." Doszło do tego, ze ci, którzy nie popierają Kaczyńskiego nie chcą się do tego przyznawać i chowają się po garażach (czy za żony). Znalazł się co prawda bohaterski mężczyzna, który - zanim umknął - zdążył wyznać, że "nie wierzy w te wszystkie bzdury, które słyszy o Platformie", ale krzyczał przy tym "Tylko bez nazwisk! Bez nazwisk!", więc i jemu udzieliła się atmosfera strachu... Ale cóż tu się dziwić, skoro  komitety poparcia dla Kaczyńskiego wyrastają po wsiach i miasteczkach "jak grzyby po deszczu", a znów w internecie operują "wojujący blogerzy". Sołtyska ze wsi Mokre uważa wręcz, że "ten internet to chyba najwięcej szkodzi", a łódzka mąż zaufania (mężyna raczej) Bronisława Komorowskiego donosi, że jej skrzynkę mailową "zapychają anonimy z okropnymi oszczerstwami" i w ogóle atmosfera "jako żywo przypomina jej Polskę sprzed 42 lat". "W internetowej kampanii zwolennicy Platformy już (...) nie dogonią popleczników kandydata PiS" - smętnie konkludują autorzy tekstu...  

    Tyle postkomunistyczne media. Zakładam, że strach cieknący z ich łamów jest odbiciem strachu realnego, a nie tylko straszeniem odbiorców przez zdystansowanych propagandzistów. Zjawisko to wypada witać z radością, ale – bez popadania w ekstazę. Odsetek osób za inteligentnych na III RP jest faktycznie coraz większy i wygląda na to, że około jednej trzeciej elektoratu jest już trwale uodpornione na działanie postkomunistycznej propagandy, ale stopień zorganizowania tej kontrkulturowej (na gruncie III RP grupy) nie jest aż tak dobry, jak to wynika z panikarskich tekstów w „Polityce”, „GW”, czy „Przekroju”. „Pacyfikatorzy polskiej inteligencji” ciągle boją się  - niestety – na wyrost. Ale to da się zmienić – wystarczy, że te „wyzwolone 30 procent” będzie się coraz lepiej organizować i unerwiać (niekoniecznie w szeregach partii politycznych). Stwórzmy więc „społeczeństwo obywatelskie” o którym tyle pieprzą Michnik  z Żakowskim. Ale takie, które im stanie kością w gardle...


 

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka